Imię i nazwisko:
Adres email:


Dziecko w sanatorium

W 2003 roku podjęłam badania, których celem było ustalenie związków między stopniem adaptacji małych pacjentów do warunków sanatoryjnych a stosunkami panującymi w domu; problematyka ta wiąże się z kształtowaniem dojrzałości społecznej dziecka.

Dom rodzinny jest swoistym środowiskiem wychowawczym i kulturowym, w którym dokonuje się wczesny proces zaspokajania potrzeb, kształtują się wzory postępowania, a także tworzą się zasadnicze elementy osobowości dziecka. Jeśli przyjąć, że społeczne cechy osobowości są przejawem utrwalonych tendencji do zachowania się w określony sposób, to rodzina w wyniku realizacji funkcji socjalizującej stanowi pierwszą i najważniejszą grupę przyczyniającą się do ich kształtowania. Dlatego też naukowej analizie poddaje się liczne aspekty funkcjonowania środowiska rodzinnego i jego wpływu na rozwój oraz funkcjonowanie jednostki. Problematyka ta wydaje się kwestią szczególnie godną uwagi w przypadku dzieci i młodzieży niepełnosprawnej, w korelacji z ich możliwościami przystosowawczymi do warunków i wymogów życia w zakładach opieki zdrowotnej.

Wspomniane badania przeprowadziłam w Zespole Szkół Specjalnych przy Sanatorium Rehabilitacji dla Dzieci Niepełnosprawnych Ruchowo w Goczałkowicach-Zdroju. Grupa liczyła sto dwadzieścioro dzieci od klasy pierwszej do gimnazjalnej; 59% stanowiły dziewczęta, 41% – chłopcy. W celu oceny poziomu adaptacji badanych do nowego środowiska posłużyłam się arkuszem określającym zachowania adaptacyjne, ankietą dotyczącą struktury rodzin oraz kwestionariuszem skierowanym do rodziców, diagnozującym postawy rodzicielskie. Analiza zebranego materiału pokazała, że dzieci na ogół nie miały problemów z przystosowywaniem się do nowego środowiska: tylko u 10% z nich można było stwierdzić symptomy niedostosowania, 22,5% przystosowały się w stopniu średnim i aż 67,5% – w stopniu wysokim.

Co decyduje o lepszym lub gorszym dostosowaniu społecznym dzieci? Podstawowym elementem decydującym o powodzeniu rodziców w wychowaniu dziecka jest ich stosunek uczuciowy do niego, który nazywamy postawą rodzicielską. Nie każda bowiem postawa rodzicielska jest równie wartościowa i korzystna. Jedne stwarzają dobre warunki do prawidłowego rozwoju dziecka, inne przynoszą mu szkodę.

Problematyką postaw rodzicielskich zajmowała się m.in. prof. Maria Ziemska. Dokonując podziału postaw na właściwe i niewłaściwe, autorka wskazała w swoich pracach, że w przypadku tych pierwszych mamy do czynienia ze stosunkiem przesyconym akceptacją dziecka takim, jakie ono jest, a akceptacja ta wiąże się ściśle z różnymi formami współdziałania z dzieckiem, dawania mu rozumnej swobody i uznaniem jego praw. W przypadku postaw wadliwych, wynikających albo z dystansu, albo też z nadmiernej koncentracji na dziecku, mamy do czynienia z unikaniem go lub wręcz odrzuceniem, nadmiernym korygowaniem lub ochranianiem.

Jak wspomniałam, badaniom związanym z postawami rodziców poddałam także matki oraz ojców wszystkich dzieci, pacjentów goczałkowickiego sanatorium. Niepożądane postawy matek przejawiało 22,5% z nich, 38,1% – postawy pożądane wychowawczo, resztę, czyli 39,4% należy zaliczyć do kategorii umiarkowanie niepożądanych wychowawczo. Niepożądane wychowawczo postawy ojców stanowiły 31,8%, a niepożądane w stopniu umiarkowanym 34,5%. Tak więc, o ile odsetek postaw pożądanych z wychowawczego punktu widzenia był porównywalny w grupie matek i ojców (wynosił odpowiednio 38,1% wśród matek i 36,6% wśród ojców), o tyle ojcowie zdecydowanie częściej niż matki ujawniali postawy niepożądane wychowawczo.

Aby określić relacje między stopniem adaptacji pacjentów do życia w sanatorium dziecięcym a postawami wychowawczymi ich rodziców, należy dokładniej się przyjrzeć zachowaniom rodziców. Badania pokazały, że w grupie dzieci zaadaptowanych na niskim poziomie rozkład postaw pożądanych i niepożądanych wychowawczo, prezentowanych przez matki i ojców jest różny. Ojców częściej (33,3%) niż matki (25%) charakteryzowała umiejętność kierowania dzieckiem bez akcentowania swojej przewagi czy siły, liczenia się z dzieckiem, brania pod uwagę jego odczuć i pragnień. Jednocześnie trzeba zauważyć, że prawie trzech na pięciu ojców uzyskało wyniki świadczące o kierowaniu dzieckiem z pozycji przewagi, bez liczenia się z jego odczuciami czy pragnieniami, podczas gdy takie same postawy prezentowała tylko co trzecia matka. W populacji dzieci zaadaptowanych w stopniu wysokim ojcowie połowy spośród badanych dzieci prezentowali postawę pożądaną. Odsetek postaw niepożądanych wśród ojców wyniósł nieco ponad 10% i był dwa razy mniejszy niż w przypadku matek.

Na tej podstawie można przypuszczać, że składające się na postawę górowania komponenty emocjonalne, behawioralne i intelektualne wywierały wpływ na zdolności adaptacyjne uczniów pacjentów sanatorium dziecięcego. Jednym z przejawów postawy górowania jest tendencja do podporządkowywania sobie dziecka w sposób ostry i surowy, bez liczenia się z jego realnymi możliwościami oraz potrzebami, stawiania go pod presją dorównania idealnemu wzorowi i realizowania ambicji rodziców. W konsekwencji nierzadko powstają u dziecka zaburzenia o charakterze nerwicowym – nadmierna nerwowość i pobudliwość lub na odwrót – staje się zahamowane, skłonne do depresji i stanów lękowych.

Nadmierna surowość jest przyczyną powstawania u dziecka poczucia niższości i winy, a nawet odrzucenia siebie. Z drugiej strony może sprzyjać tworzeniu się skłonności perfekcjonistycznych. Tak więc skutki nadmiernie surowego wychowania są bardzo niekorzystne z punktu widzenia psychologicznego funkcjonowania i przystosowania jednostki. Nadmierne, nieprawidłowe wymagania prowadzą do utraty wiary w siebie, co z kolei nie ułatwia nawiązywania korzystnych relacji interpersonalnych w gronie rówieśniczym, czyniąc dziecko “mniej atrakcyjnym” na gruncie kontaktów społecznych.

Interesujących wyników w tym zakresie dostarczyły badania przeprowadzone i opisane przez J.M. Wolińską. Autorka pisze, że nadmierna kontrola ojców w stosunku do synów prowadzi do ich zwiększonej pobudliwości, skłonności do niepokojów i zwątpień. Stosowanie przymusu sprzyja takim cechom, jak wzmożona pobudliwość, lękliwość, malkontenctwo, a także krytyczne nastawienie wobec siebie i otoczenia. Z kolei impulsywność, upór, nieprzewidywalność, niewyrobienie społeczne oraz skłonności autokratyczne synów były warunkowane prezentowaniem postawy wpajania stałego niepokoju przez ich ojców.

Postawa wrogiego nadzoru przez matki wobec córek sprzyjała kształtowaniu się u nich odpowiedzialności i sumienności, zwiększaniu kontroli własnej osoby, dostosowaniu zachowań do norm i ocen społecznych, z kolei stosowanie przymusu korelowało z przedsiębiorczością i aktywnością córek, wytrwałością, wręcz bezwzględnością w dążeniu do celu. Na tej podstawie można sądzić, że te same postawy przejawiane przez ojca lub matkę w zależności od tego, czy są kierowane do córki lub syna, mogą wywierać różny wpływ na osobowość dziecka i jego funkcjonowanie społeczne.

Matki dzieci zaadaptowanych w stopniu niskim w 50% przypadków uzyskały na skali bezradności wyniki świadczące o dużym nasileniu tej postawy. Bezradność wobec problemów wychowawczych, brak umiejętności radzenia sobie z dzieckiem, niezdecydowanie co do tego, jak podejść i trafić do niego, to charakterystyczne przejawy nasilonej postawy bezradności w kwestiach wychowania. Tyle samo postaw niepożądanych pojawiło się u badanych ojców. Jedynie 8,3% matek w tej grupie adaptacyjnej charakteryzował brak poczucia bezradności, z kolei odsetek ojców był w tym przypadku dwa razy większy. Na tej podstawie można przypuszczać, że nieumiejętność radzenia sobie z dzieckiem wpływa niekorzystnie na proces jego socjalizacji i umiejętność dostosowania się do wymogów nowego środowiska. Jednocześnie można by się zastanawiać, czy takie zachowanie dziecka jest skutkiem bezradności rodzica, czy może bezradność matki i ojca wypływa z trudności, jakie dziecko stwarza w procesie wychowania i socjalizacji?

Prawie połowa matek dzieci, które znalazły się w grupie uczniów-pacjentów zaadaptowanych na najwyższym poziomie, uzyskało niskie wyniki na skali bezradności. O ile odsetek matek wykazujących niepożądane nasilenie postawy bezradności wyniósł nieco ponad 20%, o tyle u ojców był równy 52,2%. Można by domniemywać, że bezsilność matek ma negatywny wpływ na zdolność szybkiego adaptowania się dziecka do nowych warunków, podczas gdy wpływ bezradności ojca na trudności adaptacyjne nie jest taki oczywisty.

Badania pokazały, że w przypadku rodziców dzieci zaadaptowanych w stopniu niskim natężenie negatywnych postaw macierzyńskich i ojcowskich było takie samo i wyniosło po 58,3%. Rodziców tych charakteryzowały nadmierna koncentracja emocjonalna na dziecku, stosunek pełen niepokoju i napięcia, przesadna troskliwość, nadmierne ochranianie, wścibstwo, względnie wygórowane wymagania. Jednocześnie czterokrotnie więcej ojców niż matek miało spokojny i zrównoważony stosunek emocjonalny do dziecka, cechowało ich podejście do niego bez specjalnego napięcia oraz przesadnej troski.

O konsekwencjach tej postawy dla rozwoju indywidualnego i społecznego dziecka pisało wielu psychologów. Nadmierna koncentracja uczuciowa na dziecku matek koreluje z jego ogólnym neurotyzmem, schizotymią, pobudliwością, nieśmiałością, wybrednym indywidualizmem, wysokim napięciem nerwowym, niedostatecznym panowaniem nad sobą. Dzieci takie są napięte wewnętrznie, drażliwe i nerwowe, często niedojrzałe uczuciowo, łatwo ulegają frustracji. Dlatego też mają problemy z kierowaniem własną sferą emocjonalną, co przejawia się brakiem wytrwałości, niecierpliwością, tendencją do szybkiego zniechęcania się, skłonnością do emocjonalnych załamań i zmienności w postawach i zainteresowaniach. Jeśli koncentracja przybiera formę nadmiernej opiekuńczości i ochraniania dziecka, przyczynia się do kształtowania jednostek, którym najczęściej trudno jest znaleźć właściwe miejsce w społeczeństwie. Usuwanie wszelkich przeszkód na drodze rozwojowej dziecka grozi powstaniem dużej zależności od dorosłych, brakiem wytrwałości i poczucia zagrożenia w obliczu sytuacji trudnych. To nierzadko samotnicy, odczuwający brak zespolenia z grupą.

Przeprowadzone przeze mnie badania pokazały, że w grupie dzieci zaadaptowanych w stopniu niskim odsetek matek o postawach pożądanych i umiarkowanie niepożądanych był taki sam i wynosił 41,7%, natomiast odsetek postaw niepożądanych wychowawczo w tej grupie adaptacyjnej był stosunkowo niski i mieścił się w granicach 16,7%. Można sądzić, że nadmierny dystans matki w kontaktach z dzieckiem, objawiający się wycofywaniem się z bezpośredniej styczności, brakiem ciepła i czułości w interakcjach oraz brakiem ekspresji pozytywnych uczuć wobec dziecka, nie wpływa ujemnie na jego możliwości adaptacyjne. Być może dziecko nabywa wówczas większej samodzielności, staje się bardziej niezależne, a ponieważ nie czuje zbyt silnej więzi emocjonalnej z matką – łatwiej jest mu zmienić otoczenie i dostosować się do jego wymogów.

Jednocześnie należy zauważyć, że w grupie zaadaptowanych w stopniu wysokim odsetek postaw pożądanych wychowawczo u matek, świadczących o bliskim kontakcie z dzieckiem, swobodnej wymianie uczuć z nim i interakcjach nacechowanych uczuciem ciepła, wyniósł aż 46,9%, podczas gdy postaw niepożądanych – nieco ponad 17%.

W przypadku ojców pacjentów, którzy osiągnęli najniższy stopień adaptacji, postaw niepożądanych było ponad dwa razy więcej niż pożądanych. W grupie przystosowanych w stopniu wysokim stosunek postaw pozytywnych do negatywnych był jak 2 : 3.

Istnieją dane potwierdzające tezę o występowaniu związków między negatywnymi postawami matek i ojców a agresywnością i agresywnymi zachowaniami ich dzieci. Ów dystans przejawiający się w postawach odrzucenia, odtrącenia i braku akceptacji nierzadko współwystępuje z negatywizmem dziecka, jego wrogością, kłótliwością, buntem i wybuchami złości, a w skrajnych przypadkach z zachowaniami przestępczymi. Dystans uczuciowy w połączeniu z tendencją do wpajania stałego niepokoju może być przyczyną agresji u dziewcząt. Odrzucenie syna przez matkę, połączone z wrogą kontrą i niekonsekwentną dyscypliną, często prowadzi do jego nerwowości oraz przejawiania agresywnych zachowań. Jeśli córka zostaje odrzucona przez ojca – rodzi się w niej tendencja do izolacji społecznej i przejawiania wrogości. Natomiast odrzucenie syna przez ojca, połączone z rozluźnieniem dyscypliny, nierzadko stanowi przyczynę silnych agresywnych tendencji.

Badania potwierdziły hipotezę, że kolejność przyjścia dziecka na świat w rodzinie wywiera wpływ na jego zdolności adaptacyjne. Grupę zaadaptowanych w stopniu najniższym najliczniej (60%) reprezentowali jedynacy, 30% stanowiły dzieci najmłodsze, 8,3% dzieci średnie, natomiast nie znalazło się w niej żadne dziecko będące najstarszym spośród własnego rodzeństwa. Wśród najlepiej zaadaptowanych aż 44,4% stanowiły dzieci najstarsze. Dzieci średnie oraz najmłodsze stanowiły po 22,2% badanych w tej kategorii, a jedynacy – 11,1%. Można by się pokusić o przypuszczenie, że dzieci najmłodsze i jedyne mają większe trudności w pomyślnym adaptowaniu się do nowych warunków niż dzieci najstarsze.

W literaturze pisze się na temat szybszego przystosowania się dzieci z dużych rodzin do sytuacji trudnych i zmiennych warunków życia, jako że mają potencjalnie lepsze warunki do rozwoju samodzielności i umiejętności współdziałania w zespole. Takie kompetencje społeczne i osobiste ułatwiają pomyślną adaptację. Trzeba jednak zachować ostrożność, formułując tego typu uogólnienia. Nie ma bowiem idealnej pozycji dziecka w rodzinie, a bycie dzieckiem najmłodszym bądź najstarszym wśród rodzeństwa stwarza jedynie większe lub mniejsze prawdopodobieństwo powstawania określonych zachowań i cech osobowości człowieka.

Badania wykazały, że posiadanie rodzeństwa sprzyjało zachowaniom przystosowawczym, natomiast jego brak utrudniał ten proces. Jedynacy (58,3%) stanowili większość pośród dzieci zaadaptowanych na najniższym stopniu. Wśród dzieci najgorzej zaadaptowanych najliczniejszą grupą byli jedynacy, 25% badanych miało dwoje lub więcej rodzeństwa, a 16,7% – jednego brata bądź siostrę. Zaledwie 11,1% zaadaptowanych w stopniu wysokim nie miało rodzeństwa. Dzieci z rodzin mających dwoje dzieci stanowiły prawie 50%. Pozostałe (39,5%) to dzieci z rodzin wielodzietnych.

Potwierdzenia moich badań można szukać w innych pracach, jak również sięgając do teorii z zakresu psychologii. Jak się okazuje, w rodzinach małodzietnych często prezentowanym przez rodziców stylem wychowawczym bywa styl liberalny i postawy, zwłaszcza matek, nadmiernie ochraniające i zbyt skoncentrowane na dziecku. Opóźnienie dojrzałości emocjonalnej dziecka, jego infantylizm, bierność, brak inicjatywy lub też nadmierna pewność siebie, nadmierne poczucie własnej wartości, egoistyczne nastawienia bardzo często prowadzą do powstania trudności w przystosowaniu się dziecka do grupy społecznej.

Z analizy danych dotyczących rodzicielskich postaw ojców i matek wynika, że pozytywne stosunki uczuciowe z rodzicami kształtują u dzieci cechy charakteru wpływające korzystnie na ich umiejętność współżycia społecznego. J. Rembowski zauważa, że liczne badania wykazały niezaprzeczalny związek między stosunkami rodzinnymi a społecznym przystosowaniem dzieci do współżycia w grupie rówieśniczej. Młodzież żyjąca w przyjaznym i serdecznym otoczeniu okazała się bardziej odporna na niepowodzenia, lęki i stresy. Moje badania także wykazały, że niekorzystne nasilenie postawy bezradności wychowawczej i koncentracji na dziecku w szczególny sposób predysponowało badanych do przejawiania trudności przystosowawczych.

Zauważono, że posiadanie rodzeństwa sprzyjało szybkiej adaptacji, natomiast jego brak utrudniał ten proces. Ponadto dzieci najmłodsze i jedyne, a więc mające wyłącznie starsze rodzeństwo lub nie mające go w ogóle, miały większe trudności w pomyślnym adaptowaniu się, dzieci zaś najstarsze adaptowały się na wyższym poziomie.

Zgodnie z opinią Z. Zaborowskiego o efektach wychowania dziecka w rodzinie nie decydują specjalne metody wychowawcze, lecz charakter i formy stosunków z dziećmi. Jeśli stosunek wiążący rodziców z dziećmi jest prawidłowy i zdrowy, jeśli dziecko jest przez rodziców akceptowane, to nawet prymitywne, a niekiedy i niewłaściwe środki nie przynoszą ujemnych efektów i mogą w pewnym zakresie zdawać egzamin. I przeciwnie, nawet najbardziej subtelne i skomplikowane metody zawiodą wówczas, gdy stosunki między rodzicami a dziećmi są wrogie bądź obojętne.


Katarzyna Chrąściel
Goczałkowice-Zdrój 





 

2006 Październik - PAŹDZIERNIK
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
KATEGORIE
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej