Imię i nazwisko:
Adres email:


Badanie czy "gadanie"?

Lektura publikacji Dziecko w świecie przyrody i nauki[1] skłoniła mnie do refleksji na temat edukacji przyrodniczej oraz przyswajania przez dzieci języka, co być może sprowokuje praktyków i teoretyków zajmujących się edukacją przyrodniczą i w ogóle kształceniem na pierwszym etapie edukacji do dalszej debaty. Pierwszy etap edukacyjny rozumiem jako ten, który obejmuje poziom przedszkola i pierwszych klas szkoły podstawowej.

 

Wspomniana książka zawiera wiele interesujących wywodów na temat tego, jak można i jak powinno się wprowadzać dziecko w świat przyrody w sposób naturalny, tzn. poprzez kontakt z rzeczywistością i jej odkrywanie. Pragnę się tu jedynie ustosunkować do tekstu polskiego, dotyczącego przyrody w wychowaniu przedszkolnym pt. "Ekologia już w przedszkolu"[2] autorstwa Bożeny Wojcieszak. W obszernej wypowiedzi autorka prezentuje bogaty dorobek placówki przedszkolnej z Poznania. Widać przemyślane zachowania pedagogiczne, szeroką ofertę dla przedszkolaka i cenne idee ekologiczne. Cytuje się konkretne rozwiązania dydaktyczne, warte niewątpliwie naśladowania i rozwijania.


Jest jednak w tym wszystkim coś, co bardzo niepokoi. Ma się wrażenie, że cały zaprezentowany program realizuje się jako umoralniającą pogadankę, a badanie-doświadczanie jest tu jedynie wtórne i ma drugorzędne znaczenie. Jednym słowem dziecko, dociekając, nie ma szansy przyjmować wstępnych hipotez i weryfikować ich przy wsparciu nauczyciela. Taki wniosek wypływa z całej prezentacji programu, a szczególnie z wypowiedzi, w której autorka uzasadnia, podpierając się publikacją Stefanii Elbanowskiej, iż wprowadzając w zagadnienia przyrodnicze na poziomie przedszkola, należy początkowo stosować metody werbalne oraz metody obserwacyjne. Stwierdzenie takie nie budziłoby niepokoju, gdyby nie fakt, że z artykułu jasno wynika, iż stosowane metody słowne to nic innego jak nauczycielskie pogadanki i wyjaśnienia, w których dzieci jedynie biernie uczestniczą, są słuchaczami, a nie badaczami.


Metoda słowna rozumiana jako rozmowa kierowana (a nie nauczycielskie "gadanie", z którego nawiasem mówiąc, cała nasza edukacja nie potrafi się wyzwolić), w czasie eksploracji (czy obserwacji) lub po niej powinna być stosowana, ale jako wynik konkretnego działania przedszkolaków. Sądzę bowiem, że zawsze jest lepiej, jeśli dziecko więcej przeżyje, a mniej się dowie, niż odwrotnie. Troska nauczycieli o zasób konkretnej wiedzy prowadzi do "przegadywania - zagadywania" możliwości działania. Prawda jest taka, że indywidualne czy wspólne doświadczanie pozwala przyswajać wiedzę niejako samoistnie, a to, co pozostaje, koduje się silniej i trwałej.


Powróćmy do refleksji na temat języka. Przy okazji przyrody można i trzeba go kształtować u dzieci. Ale sam (nawet idealny, o co też niezwykle trudno) wzór nauczycielski, samo słuchanie dorosłego nie da z pewnością tego, co może dać samodzielna wypowiedź dziecka, wywołana przeżyciem, wrażeniem, odbieraniem otoczenia wszystkimi zmysłami. Zaangażowanie tych zmysłów pozwala i pełniej odbierać, i także lepiej rozumieć. Prowokuje też samoistny komentarz werbalny. Nie jest tajemnicą, że stosując metody słowne, najczęściej tworzymy, zwykle nieświadomie, niekorzystną dla dziecka sytuację edukacyjną przez zakamuflowaną formę przymusu uczestnictwa.


Jednym słowem wymagamy od wszystkich dzieci, bez względu na ich uwagę i chęci, skupiania się na tym, o czym właśnie mówimy. Bo przecież to my decydujemy o tym, czym dziecko ma być zajęte, czego i kiedy ma słuchać! Nie ma w polskich przedszkolach i szkołach zaproszenia do..., nie ma też pytania o przyzwolenie na nasze "gadanie". Wszechobecne jest za to: "siadamy na dywanie, na krzesełkach, w ławkach...., słuchamy, uczymy się piosenki, wierszyka" itd. Jednakowe zasady obowiązują wszystkich.


Ze względu na badaną i opisaną, między innymi przez Piageta, niezwykłą heteronomiczność dziecka w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym oraz jego skłonność do podporządkowania się dorosłemu, nauczycielskie polecenia są odbierane bez uzewnętrzniania sprzeciwu - mimo braku zainteresowania i wewnętrznej akceptacji dla podejmowanego tematu. Niesubordynowane wyjątki - to dzieci określane jako niedojrzałe, trudne, indywidualiści. Jak zwykle jednak szukamy winy w wychowanku, uczniu, a nie w sobie.


Okazuje się, że rzadkie sytuacje, kiedy mamy dla przedszkolaków czy uczniów niespodziankę (chociażby słowną), fascynują i przyciągają uwagę nawet najbardziej niechętnych i opornych. Wszystko doprawdy można badać na pierwszym etapie edukacyjnym, również słowo. Można się zastanawiać nad jego znaczeniem, kontekstem i "wyglądem". Trzeba jedynie prowokować tego typu warunki. I wtedy jest odpowiedni czas na dziecięce wrażenia, rozmowę i być może niezbędny komentarz dorosłego oraz na przykład pięknego języka. Przyroda jest zresztą doskonałą bazą wyjściową do tego typu dociekań.


Zastanawianie się nad sensem słowa czy kontekstem jest jednakże szczególnie trudnym zadaniem dla nauczyciela, bo on sam tego na co dzień nie czyni. Korzysta ze swych zasobów językowych w naturalny, można powiedzieć pragmatyczny sposób. Ponieważ język służy dobrej i sprawnej komunikacji, to zachowanie takie należy uznać za właściwe, gdyż trudno sobie wyobrazić, aby mowę potoczną zakłócała nieustanna refleksja nad semantyką i semiotyką pojedynczej wypowiedzi i jej poszczególnych cząstek.


Jednak przyglądanie się kombinacjom dźwięków, które celowo artykułujemy, chcąc się porozumiewać, powinno się zdarzać, gdyż to nauczyciel pierwszego etapu edukacji na równi z rodzicami wprowadza dziecko w język, powiedziałabym szerzej - w kulturę. Odbiciem nauczycielskiej świadomości spektrum możliwości znaczeniowych ukrywających się w wypowiadanym zdaniu czy słowie powinno być zatem częste pojawianie się adekwatnego zestawu propozycji dydaktycznych dla klasy. Częste wspólne lub indywidualne odkrywanie języka może znakomicie stymulować rozwój dziecka. Zasadne zatem zdaje się celowe tworzenie wielokrotnych okazji do dziecięcego "przyglądania" się wyrazom czy zdaniom, ich formie semantycznej, dźwiękowej i wreszcie graficznej.


Obserwacja powiązana z "dotykaniem", "manipulowaniem", eksperymentowaniem czy to w obszarze przyrody, czy to języka jest niewątpliwie wartościowym i skutecznym sposobem realizacji zadań dydaktyczno-wychowawczych stojących przed nauczycielem nowej generacji. Właściwym zaś dopełnieniem dziecięcego dociekania rzeczywistości w przedszkolu i w szkole, powinno być emocjonalne i estetyczne przeżywanie dzieł literatury i sztuki, a także swych własnych wytworów. W nich, tak jak w przyrodzie (w człowieku i jego mowie), zawierają się wszystkie tajemnice i piękno otaczającego nas świata.


Ewa Arciszewska

Warszawa
 


[1]    Dziecko w świecie przyrody i nauki, [ red.] J. Solomon, S. Dylak, wyd. Edytor & WSP, Toruń-Warszawa 1998.
[2] Wojcieszak B., Ekologia już w przedszkolu, [ red.] J. Solomon, S. Dylak, wyd. Edytor & WSP, Toruń-Warszawa 1998.

2000 Marzec - MARZEC
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
KATEGORIE
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej