Wejdą, nie wejdą...? E-podręczniki, oczywiście
Mają wejść do szkół 1 września 2015 roku. Wejdą? Czasu jeszcze sporo, pieniędzy – mam nadzieję – też. Ponad 49 milionów złotych pozwoli chyba jakoś związać koniec z końcem. Co najmniej 18 e-podręczników ma zawisnąć w sieci. Ktoś kogoś przeszkoli, ktoś napisze stosowne rekomendacje. Świetnie.
Listę medialnych doniesień aktualizowano ostatnio pod koniec stycznia 2014 roku. Może warto by ją odświeżyć? Proponuję tytuły z grudnia: "E-podręcznik dalej robią amatorzy" (Rzeczpospolita) i "Twórcy e-podręcznika za burtą. Zwolnieni: koordynatorka, nauczycielka roku" (Gazeta Wyborcza).
"MEN przyznaje, że to, co dostało od wykonawców tego projektu, to bubel – pisze Artur Grabek w Rzeczpospolitej. – Nie wie, kiedy zostanie on naprawiony".
Nie mam zamiaru natrząsać się ani z wykonawców projektu, ani z urzędników MEN. Bądź co bądź, tym razem MEN potrafi przyznać się do błędu. Rzadka to cnota przy Alei Szucha 25.
Pozwolę sobie natomiast na kilka refleksji z punktu widzenia kogoś, kto przez kilkanaście lat pisał podręczniki szkolne. I wciąż uważa, że ma się jeszcze czego uczyć.
Zacznijmy od tego, że nie istnieje podręcznik idealny. Co dobre dla jednego nauczyciela, drugi uzna za nieprzydatne. A uczniowie? Wszyscy są zdolni, tyle że niektórym trzeba dłużej tłumaczyć. Do kogo więc adresować książkę? Do jakiejś średniej statystycznej, żeby się jak najwięcej sprzedało?
Napisanie dobrego podręcznika wymaga połączenia dwóch sprzecznych umiejętności: syntezy informacji oraz ciekawego ich przedstawienia. Dlaczego sprzecznych? Bo synteza to zwięzłość, a narracja, żeby była ciekawa, musi wyjść poza suchy wykład. Autor jest między Scyllą (podręcznik-encyklopedia) a Charybdą (niekończąca się opowieść). Do tego dochodzą treści podstawy programowej – niektóre chętnie by opuścił, a nie może – i presja czasu. Urzędnicy MEN, ogarnięci radosnym szałem reformowania oświaty, nigdy jakoś nie pomyśleli, że przygotowanie dobrych pomocy dydaktycznych musi potrwać.
Paradoksalnie, ułatwieniem dla autorów są ograniczenia wydawnicze. W każdym wydawnictwie jest ktoś taki jak redaktor prowadzący książkę. Groźna ta osoba mówi autorowi na przykład tak: pięć tysięcy znaków ze spacjami w rozdziale – i ani znaku więcej! Inaczej nie zmieścimy się na pięciu stronach. Koniec, kropka.
W e-podręczniku takich ograniczeń nie ma. Autor może powiedzieć: "Bez tej informacji się nie da, bez tamtej też...". Do tego filmy, ikonografia, interaktywne ćwiczenia... I mamy materiał na cztery lekcje. A miała być jedna.
Powiem tak: lepiej wziąć dobrą papierową książkę i zrobić z niej e-podręcznik, niż od razu rzucać się na e-wody. Ale taki pomysł wymagałby od MEN współpracy z – o zgrozo! – komercyjnymi wydawnictwami. A przecież MEN wie lepiej. Jak w "Lepieju" na wzór Szymborskiej:
Lepiej pieniądz rzucić w błoto,
Niż wydawcom dać, ciemnoto.
Powie ktoś, że Koreańczycy zawalili sprawę, ale na przykład w Norwegii cyfrowa edukacja ma się świetnie. Owszem. Jednak badania przeprowadzone w tejże Norwegii (i nie tylko) wykazały, że łatwiej przyswajamy informacje z kartki niż z monitora. [2] Nieoczekiwane potwierdzenie tej zależności uzyskałem od kolegi informatyka. Powiedział: "Jeśli dostaję jakieś pismo na wydruku, to czytam je raz, jeśli na monitorze – dwa razy, żeby zrozumieć". Czy nie warto by się nad tym zastanowić?
Wspomnę jeszcze o e-problemach, które nijak się mają do autorów i ich umiejętności. Oto w próbce e-podręcznika do edukacji wczesnoszkolnej czytam: "Dziennie spędzam przy komputerze nie więcej niż godzinę". Stwierdzenie jest interaktywne – uczeń ma je potwierdzić. [3] Tylko po co? Podczas e-nauki będzie ślęczał nad kompem i w szkole, i w domu. Uznajmy zatem, że dziesięć godzin przy monitorze to dzienna norma. W XIX wieku niektórzy lekarze dowodzili, że praca w fabryce wcale nie szkodzi kilkulatkom. Początek jest zrobiony.
Być może macie Państwo teraz wrażenie, że jestem przeciwnikiem cyfryzacji polskiej szkoły. Otóż wprost przeciwnie: gorąco ją popieram. Bylebyśmy "cyfryzowali" mądrze. Nie nośnik jest najważniejszy, lecz to, co mamy do przekazania – i jak chcemy to zrobić. Jeśli 1 września wprowadzimy do szkół kiepskie e-podręczniki, zniechęcimy do nich dzieciaki. Czy tego właśnie chcemy?
* * *
O autorze: | ||
fot. Jakub Swerpel |
Tomasz Małkowski |
|
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego: |
0
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14