Pokaż, że potrafisz! Kto zmusza dzieci do wyścigu szczurów?
W połowie lipca pisałem o przyczynach wysokich notowań szkół społecznych i katolickich. Dziś parę słów o drugiej stronie medalu, czyli o kosztach sukcesu.
Pani Aniela (przy okazji serdecznie Panią pozdrawiam) napisała w komentarzu do tamtego wpisu: "Uważam (...), że najważniejsi są zaangażowani rodzice. Tacy, którzy doceniają wartość edukacji i dopingują dziecko. Wcale nie muszą odrabiać z dzieckiem lekcji i codziennie przepytywać. Muszą cenić edukację".
Pełna zgoda. Nauczyciel, choćby dwoił się i troił, nie zrobi wszystkiego. Jeśli rodzice nie nauczą malucha obowiązkowości, to będzie miał w szkole ciężko.
Co jednak, gdy rodzice postrzegają życie jako wyścig szczurów, który zaczyna się właśnie w szkole? Niby nic takiego: płacą ciężkie pieniądze za edukację swoich dzieci, posyłają je na wszelkie możliwe zajęcia dodatkowe i kładą im do głowy, że muszą być lepsze od rówieśników.
Celują w tym rodzice ze szkół społecznych, gdyż, po pierwsze, zwykle mają pieniądze, po drugie, jako ludzie sukcesu oczekują od swoich dzieci, że i one będą ludźmi sukcesu (inaczej sami poniosą porażkę).
Rodzic jako trener dzieci-szczurów wyścigowych to wcale nie polski wynalazek. Tego rodzaju ojcowie i matki są na całym świecie. Przykład znalazłem w tekście anonimowej nauczycielki (zakładam, że to kobieta) pewnej prywatnej angielskiej podstawówki zamieszczonym w dzienniku The Guardian.[1] Cóż pisze autorka?
Gdy wprowadza nowy temat, chór dziecięcych głosów nieodmiennie informuje ją, że "my już to przerobiliśmy". Gdzie, kiedy? W domu, z prywatnym nauczycielem.
Autorka otrzymuje też od rodziców liściki, w których domagają się oni trudniejszych książek dla swoich pociech. Piszą: "Pani zdecydowanie nie docenia umiejętności czytania naszych dzieci". Któregoś razu wpuściła do klasy ojca z czterolatkiem, którego zainteresowały kolorowe motyle na plakacie. Tata urządził chłopakowi zajęcia z lepidopterologii: jakie gatunki motyli żyją na Wyspach Brytyjskich? Dzieciak boleśnie rozczarował ojca – nie spamiętał łacińskich nazw!
Kolejny kwiatek z tego samego tekstu: rodzice muszą, ale to muszą wiedzieć, jak ich pociecha wypada w klasowym rankingu (nie wierzą w jego nieistnienie). Kiedyś po wywiadówce autorka przyłapała matkę przetrząsającą szuflady nauczycielskiego biurka. Czego szukała ta kobieta? Dziennika, oczywiście. Matce nie chodziło o oceny jej dziecka, te bowiem znała, lecz o porównanie ich z ocenami pozostałych uczniów. Swoją drogą, słowo "przepraszam" nie przeszło jej przez gardło.
I jeszcze jedna ciekawostka z Guardiana: rodzice szczurów wyścigowych są nad wyraz zapobiegliwi. Na urodziny dziecka zaproszą tych jego kolegów i koleżanki, którzy rokują na przyszłość. Może będzie to własna firma? Albo przełom w chirurgii? Tak czy siak, kontakty nawiązane w dzieciństwie będą procentować przez całe życie.
Brzmi znajomo? Znam szkołę społeczną, której ambicją jest kształcenie dzieci elit. Kto chce się liczyć w prominentnym światku, ten posyła tam swoje dzieciaki. Zresztą, korzystają też dorośli – na szkolnych imprezach integracyjnych łapią kontakty; wspólnie pieką kiełbaski i przechodzą na ty.
Zapyta ktoś: czy jest w tym coś złego? Odpowiem: to zależy. Jeżeli dorośli traktują się nawzajem instrumentalnie, to... są dorośli, pies z nimi tańcował. Gorzej z dziećmi. Uczą się bowiem, że w życiu jest mała grupka zwycięzców i tłum przegranych. Jeśli należę do zwycięzców, wszystko mi wolno – przecież jestem lepszy od innych. Jeśli zaś trafiłem do grupy przegranych, to choćbym nie wiem jak się starał, i tak nie dołączę do tych najlepszych.
Rodzice dopingują obie grupy: świetnie, jesteś najlepsza, ale nie spoczywaj na laurach, bo inni cię wyprzedzą. Jesteś taki słaby; weź się raz w garść, pokaż, że potrafisz... Efekt? Wszechogarniający stres. A dzieciństwo?
Nie tylko w szkołach społecznych trafiają się treserzy szczurów wyścigowych. W placówkach państwowych też ich nie brak; oczekują od swoich dzieci, że zajdą tam, gdzie im samym dotrzeć się nie udało. Bo gdyby się udało, posłaliby je do szkoły niepublicznej – najlepiej tej dla przyszłych elit.
Pytanie, jak sobie poradzić z takimi rodzicami, jest – myślę – pytaniem otwartym. Nie ma jednej właściwej odpowiedzi. Trzeba jej za każdym razem szukać na nowo – bo przecież szkoda każdego dziecka.
[1] Secret Teacher: private school students are great – it’s their parents I worry about
* * *
O autorze: | ||
fot. Jakub Swerpel |
Tomasz Małkowski |
|
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego: |
0
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14