Dlaczego szkoły niepubliczne mają świetne wyniki? Kilka uwag rodzica
Dziennik Gazeta Prawna opublikował ranking szkół podstawowych w 18 największych miastach Polski.[1] Bez niespodzianek: uczniowie szkół społecznych i katolickich w teście szóstoklasisty wypadli o niebo lepiej od dzieci ze szkół państwowych. Owszem, tu i ówdzie w pierwszej dziesiątce zdarzyła się szkoła samorządowa, lecz jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Gazeta ma proste wyjaśnienie sukcesu placówek niepublicznych. "W takich szkołach dzieci często muszą przejść wstępną selekcję – wyjaśnia ekspert. – Dostają się tylko najlepsze".
Wyjaśnienia proste jak budowa cepa mają tę cenną właściwość, że każdy je zrozumie. Proszę bardzo: Gdyby zwykłe szkoły selekcjonowały uczniów, wypadłyby równie dobrze jak te "elitarne". I wszystko jasne. Trzeba było się urodzić zdolnym i bogatym.
Czytam takie wyjaśnienia i zgrzytam zębami. Co mnie tak złości? Po pierwsze, krzywdzące uproszczenia. Po drugie, wnioski, z których nic nie wynika. Po trzecie, przyklepywanie status quo. Jest, jak jest, i nic na to nie poradzimy. Kto przyszedł na świat jako biedak, przez całe życie będzie klepał biedę. Chyba że wygra w totolotka.
A jednak... "Na szacunek zasługują szkoły publiczne, które osiągnęły najwyższe wyniki – piszą autorki tekstu o rankingu. – One nie selekcjonują uczniów, pracują ze wszystkimi".
Aha, więc jednak się da? To może warto by wziąć pod lupę placówki z pierwszej dziesiątki i zapytać: co łączy dobre szkoły niepubliczne z równie dobrymi publicznymi?
Mój syn chodził do państwowej podstawówki i państwowego gimnazjum. Córka przeszła przez społeczną szkołę podstawową; we wrześniu zacznie drugą klasę państwowego gimnazjum (według mnie: dobrego gimnazjum). Mogę porównać.
Nie podam nazwy podstawówki, do której chodziła córka, bo to nie tekst reklamowy. Muszę jednak powiedzieć, że we wspomnianym rankingu szkoła ta zajęła drugie miejsce. Dlaczego muszę? Żeby oddać sprawiedliwość dyrekcji, która nie prowadzi selekcji uczniów. Decyduje kolejność zgłoszeń.
W szkole byli więc uczniowie zdolni i – powiedzmy – mniej zdolni. Ich rodzice niekoniecznie należeli do bogaczy. Na czesne czasem składali się dziadkowie. Uważali, że to najlepszy prezent, jaki mogą zrobić wnukowi.
Skoro nie było selekcji, to co sprawiło, że szkoła tak dobrze wypadła w testach? Proszę bardzo, podam kilka przyczyn. Jednak zastrzegam: będą to subiektywne i niepełne spostrzeżenia rodzica. Oto one:
Po pierwsze, niewielka liczba dzieci w klasie. Przyznają Państwo: uczyć szesnastkę (czy dwunastkę) a uczyć dwudziestkę piątkę – to jest różnica. Po drugie, atmosfera. W małej szkole wszyscy się znają. Dzieci czują się trochę jak w dużej rodzinie (w której, rzecz jasna, zdarzają się konflikty, ale łatwiej można je rozwiązać). Po trzecie, kadra. Jeśli ktoś został nauczycielem z przypadku, dyrektor nie będzie go trzymał na siłę. Po czwarte – tego najbardziej brakuje mi w szkołach państwowych – program edukacyjno-wychowawczy, który nie jest świstkiem papieru. Nauczyciele współpracują ze sobą: mają wspólne cele i wiedzą, jak je osiągnąć. Po piąte, zaangażowanie nauczycieli. Nie pojedynczych belfrów, lecz grona pedagogicznego jako całości. Troska o to, co zrobić, żeby dobrze przygotować dzieci do wędrówki przez życie.
Teraz o sprawdzianie szóstoklasisty. Obie szóste klasy od września spotykały się dwa razy w tygodniu na tzw. fakultetach, na których rozwiązywały i omawiały testy z poprzednich lat. Tłukły je tydzień w tydzień. Z początku jeden test zajmował mojej córce około godziny; po kilku miesiącach radziła sobie w niecałe czterdzieści minut. Cóż, ćwiczenie czyni mistrzem. Chylę czoła przed zwolennikami testowania.
Zostawiam testy w spokoju. Zapytam raczej: Czy szkoły państwowe mogą być takie jak prywatne? Ba, przecież nieraz są! Owszem, liczba uczniów w klasie zależy od ministerstwa (które woli zamykane szkoły od mniej licznych klas), istnieją jednak podstawówki oraz gimnazja ze świetną kadrą, zaangażowaną i współpracującą. Zgodzą się Państwo?
W maju uczestniczyłem w festynie zorganizowanym przez gimnazjum mojej córki. Był grill, były zawody sportowe i występy na świeżym powietrzu. Z zachwytem przyglądałem się jednej z wychowawczyń. Nie to, że była ładna (owszem, była); moją uwagę przyciągnęło jej fantastyczne podejście do uczniów. Każdemu miała coś dobrego do powiedzenia, każdego wysłuchała… Chwaliła te swoje dzieciaki, zachęcała je i dopingowała. Była cała dla nich – a one o tym wiedziały. Miałem ochotę pokłonić jej się w pas. Z trudem się powstrzymałem.
Nie, szkoły państwowe wcale nie muszą być gorsze od społecznych i katolickich.
[1] Ranking szkół podstawowych: Społeczne i katolickie najlepsze
* * *
O autorze: | ||
fot. Jakub Swerpel |
Tomasz Małkowski |
|
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego: |
0
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14